lis 29 2013
Alkohol podczas Świąt Bożego Narodzenia
Mówi się, że ile osób tyle różnych tradycji – pojęcie to zaś śmiało można rozciągnąć na całe rodziny. Jest to szczególnie widoczne w kwestii dość drażliwej, jaką jest alkohol spożywany podczas Bożego Narodzenia. Niektórzy twierdzą, że picie wódki to nasz sport narodowy – jak to zatem bywa podczas Świąt?
Trudno w tej sytuacji nie odwołać się do własnych doświadczeń. Pochodzę bowiem z rodziny, w której wiara odgrywa dość istotną rolę (pewnie z tego względu dzisiaj kościół nie jest miejscem, które odwiedzam regularnie). Rzecz jasna, przodują w tym starsze pokolenia, i to najczęściej dziadkowie, jako seniorzy rodu, nadają ton spotkaniom. Co ciekawe jednak, mój dziadek zawsze był człowiekiem, który z różnych okazji lubił zasiąść za stołem i posłać kilka osób ze słabszą głową pod stół, samemu trzymając się nad wyraz dzielnie. Podczas wigilijnej kolacji, oraz bezpośrednio po niej, wódka – ani żaden inny alkohol – na stole jednak nie stały.
Wigilia jest bowiem w odczuciu moich dziadków dniem uświęconym, w którym rodzina spotyka się w komplecie, dzieci biegają między nogami wprowadzając radosny harmider, a dorośli głośno śmieją się za stołem bądź też wspominają tych, których już z nami nie ma. Warto zatem ten jedyny i szczególny dzień w roku spędzić całkowicie na trzeźwo, by nie umknął nam choćby jeden moment tej radosnej atmosfery. I tego wszyscy się trzymali.
Pamiętam też jednak doskonale, jak po pasterce dziadek schodził do piwnicy bądź udawał się na strych, by na stół przynieść pyszną, wędzoną szynkę z własne uboju. Jej smak pamiętam do dzisiaj i najdroższa nawet szynka sklepowa nie tyle nie przypomina tego smaku, co jest zupełnie inna. To był też ten moment, w którym najmłodsi dawno już spali, ukołysani albo w łóżku, albo na ławce w kościele podczas pasterki. Wtedy też na stole stawiano pierwszą butelkę wypełnioną procentami, najczęściej zaś była to również samoróbka. I tak to właśnie wygląda – uważam, że to dość uczciwy kompromis.